piątek, 8 sierpnia 2014
(NIE)TYPOWY PIĄTEK
Ach, to chyba był jeden z tych dni..."pomieszanie z poplątaniem".Zaczęło się jak zwykle, te same poranne obowiązki.
Na tyłach naszej apteki przygotowywane są leki do domów starości i do hospicjów.Zazwyczaj jest tego sporo, dlatego pakowane są w dość duże kartony.Czasami dowożone są przez naszego kierowce, czasami ktoś po nie przychodzi.Tak samo jest z lekami na receptę dla pacjentów,leki są gotowe i czekają na odbiór,albo są dowożone.
I tak przychodzi pacjent po odbiór leku. Chłopak około 17 lat.
Obsługiwała go Claire (jedna z moich "kuliżanek",która nie jest farmaceutką).Zapytana o receptę niewiele myśląc pobiegła na tył i przyniosła dwa duże kartony (z tych dla hospicjum). Pudełka dość ciężkie, dobre parę kilo leków.Skąd jej to na myśl przyszło, nie wiem. Chłopak oczy wybałuszył i mówi:
"Ale... ja... tylko po recepty przyszedłem."
No to moja "kuliżanka" złapała te kartony i zaniosła je z powrotem do mojego szefa, który się tym zajmuje i mówi:
"On ich nie chce odebrać."
Mój szef jest w porządku,ale szybko się irytuje, co jest w zasadzie bardzo zabawne momentami. Stwierdził pewnie,że załatwi sprawę sam no i wraca do chłopaka trzymając te kartony w ręku.Nie dając dojść mu do słowa zaczyna:
"Słuchaj, jak nie dasz rady to ja ci pomogę je zanieść.Wiesz, nie mamy wszystkich leków,zastrzyki będą w poniedziałek".
Chłopak zrobił jeszcze większe oczy i mówi:
"Zastrzyki, jakie zastrzyki!? Lekarz nic nie wspominał o zastrzykach...Ja przyszedłem po inhalator od astmy!!!!".
To był moment kiedy wszyscy zdaliśmy sobie sprawę,że chyba się nie zrozumieli. Wyobrazcie sobie jakby chłopak wziął te pudełka.....a tam w środku - inhalatora ni ma :))
Ale jak to mówią: " nie śmiej dziadku z czyjegoś wypadku....."
Jakieś pół godziny pózniej zaczął się "młyn".Wchodzi pacjentka (akurat na mnie trafiła). Bardzo przyjemna kobitka, kupiła parę rzeczy, zapłaciła kartą i wyszła.Kilka minut pózniej patrzę....a w maszynie karta została.Myślę sobie:
"Choroba jasna!!! zapomniałam jej karty oddać!!! szlag!!!no nic, może ją jeszcze złapię gdzieś na ulicy!!" Niewiele myśląc, wyrwałam kartę z maszyny i gnam,żeby znalezć kobitkę. Zdążyłam dobiec do drzwi i słyszę: "Ewa, zaczekaj!!" i męski głos w tle: "Oddawaj moją kartę!!! Co ona wyprawia!!??"
Domyślacie się pewnie o co chodziło.Otóż nie zauważyłam,że Claire już obsługuje kolejnego klienta,który właśnie płacił za zakup !!!
Klient był w porządku zaczął się śmiać i mówi: "Człowiek już nigdzie nie jest bezpieczny .Przychodzę do apteki, kupuje, płacę nagle jakaś wariatka w fartuchu "zrywu" dostaje,wyrywa kartę z maszyny i "spierdziela gdzie pieprz rośnie" ;))
Pomyślałam sobie,że to faktycznie jeden z tych dni.....
Ale na tym nie koniec.......
Często dowozimy leki pacjentom starszym,schorowanym i tym którzy nie mają nikogo, kto mógłby je odebrać.Część z tych pacjentów znamy osobiście,część tylko z rozmów przez telefon.
I tak jak wspomniałam wcześniej robi to nasz kierowca.Ale jak jest na urlopie (tak jak teraz),któraś z nas to robi.I tak trzeba było zawieść leki do pani B.
Panią B. większość (ale nie wszyscy) zna osobiście,bardzo fajna i kumata kobitka.
Tak więc, Lora pojechała do pani B zawieść leki. Ta uradowana otworzyła drzwi i zaprosiła ją do środka, po czym w mgnieniu oka zaparzyła herbatę i zaczęła opowiadać jak jej kilka ostatnich dni minęło.Zdziwiona Lora chcąc być uprzejma dla pani B,wypiła herbatkę..., zjadła ciasteczka....
Po pewnym czasie pani B. spojrzała na Lorę i mówi:
"Dziecko coś ty dzisiaj dziwnie wyglądasz? Jakoś inaczej."
Lora zdziwiła się tym komentarzem i mówi:
"Inaczej? ale my nigdy wcześniej się nie poznałyśmy"
Pani B. oniemiała po czym odrzekła:
" O mój Boże, dziecko, ja myślałam że ty, to moja wnuczka jesteś!!!"
:)))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz